Czas na małe podsumowanie naszego BLW. Minęły tak naprawdę 2
miesiące a różnica jest ogromna! Wielkanoc postanowiliśmy spędzić poza domem i
wyjechaliśmy w góry. Początkowo myślałam, że będę dla Blanki przygotowywać
jakieś posiłki w pokoju gdzie był aneks kuchenny ale nie było na to czasu
. A to spacer jeden,
drugi, ciągle jakieś atrakcje i w końcu do restauracji chodziliśmy zazwyczaj
prosto z wycieczki. Wcale nie było tak ciężko znaleźć coś dla malucha no może
raz ale uratowały nas kopytka i ogórek kiszony (jedzony pierwszy raz:)). Tak naprawdę
siedzieliśmy sobie zupełnie na luzie, każdy jadł swoje danie, a drugiego dnia
tak się zagadaliśmy, ze „zapomnieliśmy” o małej, która spokojnie jadła sobie
swoje placuszki z kaszy jaglanej ( wybrane z menu). Rewelacja! Oczywiście
zazwyczaj przed lub po (w zależności od pory) posiłku było karmienie piersią, i
wszyscy zadowoleni siadali do obiadu
:)
Nawet śniadanie wielkanocne mieliśmy zamówione w restauracji gdzie siedzieliśmy
bite 2 godziny i nie było żadnego płaczu ani marudzenia! Jak na dziś,
rewelacja!:)
Zawsze miałam ze sobą baaardzo przydatne gadżety: matę
silikonową do położenia na blacik krzesełka lub stołu ( krzesełka w knajpach są
niestety niezbyt czyste), fartuszek z rękawkami i chusteczki nawilżane. Zazwyczaj mam ze sobą
wafle ryżowe i pokrojone jabłko, gdyby naprawdę NIC nie było co mogła by zjeść
ale tym razem nawet to nie było potrzebne.
Przed nami wakacje, za 3 tygodnie lecimy do Grecji, jestem
dobrej myśli!
Śniadanie na luzie, w pokoju brak krzesełka ale dałyśmy radę. Oprócz chlebka było jajko na twardo i pasztet wegetariański z soczewicy i marchwi:)
Placuszki jaglane, panie kelnerki były zachwycone:)
Babka wielkanocna, ta nie dla nas...ale mama upiekła w domu i zabrała na wyjazd coś dla Maluszka:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz